czwartek, 13 listopada 2014

Samodzielne podcinanie włosów, część 1: dlaczego się na nie zdecydowałam?

Cześć!

 Już jakiś czas temu otrzymałam w komentarzach kilka pytań odnośnie własnoręcznego podcinania włosów. Pomyślałam, że może być ich więcej i postanowiłam napisać serię postów porządkujących najważniejsze informacje na ten temat. Póki co części będą trzy. Dzisiejsza, zgodnie z tytułem, będzie o tym dlaczego zdecydowałam się na samodzielne skracanie. Dwie kolejne jak się do tego przygotować i o metodach cięcia, z których ja korzystam. Oczywiście, jeśli pojawią się kolejne pytania, wymagające trochę większego rozpisania, jak najbardziej jestem za zrobieniem dodatkowego wpisu z odpowiedziami.



Dlaczego samodzielnie obcinam włosy?

  

  Zacznę od tego, że na początku tego roku, w momencie rozpoczęcia świadomej pielęgnacji włosów, były one nieobcinane (poza grzywką) od ponad dwóch lat. Nie zdecydowałam się od razu na pozbycie wszystkich zniszczeń. W końcu przez tyle czasu rozpaczliwie (i bardzo nieumiejętnie) zapuszczałam, a jeśli chciałabym to zrobić, musiałabym przywitać się z męską fryzurą, ewentualnie bombką z krótką grzywką, co absolutnie odpadało. Przez 3 miesiące włosomaniactwa wciąż nie obcięłam ani centymetra, dopiero po tym czasie zdecydowałam się na dosłownie jeden. Z czasem widziałam efekty i obcinałam coraz więcej, w coraz mniejszych odstępach czasowych, przy tym mocno starając się o przyrost. Wciąż mam jeszcze trochę zniszczeń, ale pozbywam się ich już znacznie wolniej, niż powiedzmy w maju, ze względu na to, że mają one o wiele większą objętość, niż "ogony" które ścięłam na początku i są bardziej znośne. To by było na tyle, w naprawdę dużym skrócie. Może kiedy zdecyduję się stworzyć swoją włosową historię, rozwinę opis tego procesu.

  Wszystkie ścięcia wykonywałam sama. Nie poszłam/nie chodzę (nie wszystkie wymienione obawy wciąż są aktualne) do fryzjera z kilku powodów.

  1.Przez pierwsze miesiące wciąż nie byłam w stanie podciąć jednorazowo powiedzmy 5 centymetrów, o wiele łatwiej znosiłam podcinanie po jednym co tydzień. Nie czułam wtedy takiej różnicy. Wyobrażacie więc sobie żebym co tydzień była na fotelu w salonie prosząc o centymetr? Prędzej czy później i tak pracownik pomyślałby, że nie jestem całkowicie normalna i dla świętego spokoju obciąłby więcej.

  2. Nie znam salonu, w którym nie musiałabym się martwić:
- o długość z jaką wyjdę. Szczerze mówiąc, w tym momencie nie zdziwiłabym się gdyby fryzjer po zobaczeniu stanu mojej fryzury w marcu ściął 10centymetrów, zamiast jednego (choć wciąż myślę, że nawet w takiej sytuacji nie powinien), ale nie wiem czy nie zrobiłby tak i teraz, a to przez zniszczenia, a to bo tak. Nie byłoby to fajne, biorąc pod uwagę, że staram się jak najwięcej zapuścić.
- wykonanie cięcia. Już za czasów świadomej pielęgnacji poszłam do salonu, w którym dawno temu obcinałam włosy, więc był względnie sprawdzony, odrobinę skrócić grzywkę na prosto. Następnego dnia znajomi pytali mnie, czy zrobiłam to sama. Chyba nic więcej nie muszę dodawać.
- obchodzenie się z włosami. Mam na myśli ciągnięcie przy czesaniu, gorący nawiew suszarki bezpośrednio przykładany do włosa i tym podobne. Przykrych historii słyszałam już wiele i Wy same na pewno mogłybyście opowiedzieć mi kolejne.
Nigdy właściwie nie zrozumiem dlaczego dochodzi do sytuacji, w których klient boi się pójścia do niby specjalisty w swoim zawodzie, ale to odrębny temat. Próbowałam znaleźć informacji o dobrych salonach w moim mieście w internecie. Spotkałam się z takim, ale miał on być obdarzony zabójczym cennikiem, za najprostsze zabiegi. Oczywiście, mogłabym też dojechać do między innymi. Torunia, Bydgoszczy (w których na pewno znalazłabym porządnych fryzjerów), ale w związku z kolejnym punktem, nie chcę robić z tego wielkiego wydarzenia.

3. Nie potrzebuję skomplikowanej usługi, jak farbowanie, mocne cieniowanie. Chodzi mi o skrócenie końców na prosto, ewentualnie w lekkie U, które mogę przy pomocy znanych mi metod w łatwy sposób wykonać samodzielnie.

4. Jest to duża wygoda. Podcięcie mogę wykonać kiedy tylko chcę, bez umawiania na konkretną godzinę i wychodzenia z domu. W dodatku zawsze jest to jakaś oszczędność.

  Post ten absolutnie nie ma na celu postawienia fryzjerów jako złych osób, przed którymi najlepiej uciekać, bo przecież i tak nic dobrego z wizyty w salonie nie wyniknie. Oczywiście, że wyniknie: lepszy stan włosów/fryzura, a tym samym często lepsze samopoczucie. Nie raz podziwiam bardzo dobrze wykonaną pracę profesjonalistów, jak ta poniżej.
  Opisałam po prostu dlaczego akurat ja zdecydowałam się na samodzielne skracanie. Co też nie znaczy, że będzie tak zawsze, bo zdaję sobie sprawę (chyba, że to się zmieni), że profesjonalne nożyczki dają lepsze efekty, niż te którymi dysponuję. I najprawdopodobniej, jeśli pozbędę się wszystkich zniszczeń (więc nie będą wymagały tak częstego podcinania), trochę zapuszczę i nie będę bała się o ewentualną stratę kilku nadprogramowych centymetrów ponownie spróbuję poszukać dobrego fryzjera w mojej okolicy.


(źródło)

Obcinacie włosy same? Jeśli tak to chętnie przeczytam dlaczego :)

13 komentarzy:

  1. Też długo długo obcinałam włosy sama. Przed rozpoczęciem świadomej pielęgnacji obcinałam samodzielnie samą grzywkę, bo po prostu rosła za szybko. Potrzebowała skrócenia dwa razy w miesiącu, bez sensu było z nią gdziekolwiek chodzić. Przy okazji raz na miesiąc czy dwa podcinałam końce. Nożyczkami do papieru oczywiście, ale były dość ostre, tyle mam na swoje usprawiedliwienie ;) Od kiedy pochłonęła mnie świadoma pielęgnacja u fryzjera byłam raz - potrzebowałam mocniejszgo cięcia, wtedy uciekło mi jakieś 5-6 centymetrów (było to dokładnie rok temu). Przez pozostałe dwa lata włosomaniactwa dalej obcinałam końce sama, z tym, że nożyczkami fryzjerskimi (które sa chyba bardziej tępe, niż te do papieru sprzed lat. :D) I tak sobie żyłam szczęśliwa, że trzymam rękę na pulsie i obcinam dokładnie tyle, ile potrzebuję, ale.. wreszcie umówiłam się do fryzjera. :) Wybrałam panią polecaną przez Anwen (Viru z Krakowa :)), termin mam na piątego grudnia. Moje włosy znów wołają o mocniejsze cięcie, przydałoby się ogarnąć moje krzywe, autorskie cieniowanie... i tak postanowiłam oddać się w ręce specjalisty. Co nie zmienia faktu, że po jakimś czasie na pewno wrócę do samodzielnego obcinania - zwyczajnie nie byłoby mnie stać na częstsze wizyty u wspomnianej fryzjerki. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najpierw obcinałam nożyczkami do paznokci (przeznaczonymi tylko do tego celu). To straszne, ale objętość końców była tak marna, że wystarczały. W tej chwili mam nożyczki do włosów z Kauflanda, które ostrzę metodą na igłę i jak na razie nie narzekam, choć wiem, że nie mam co ich nawet porównywać do np. Jaguara. Ciekawa jestem efektów, bo oglądałam prace Viru z jej facebookowej strony :))

      Usuń
  2. Dopiero zaczęłam sama obcinać sobie włosy. Szkoda pieniędzy na podcięcie samych końcówek. Sama mogę zrobić to równie dobrze, o ile nie lepiej, bo tak jak sama chcę. Oczywiście jeśli chciałabym czegoś bardziej skomplikowanego , to pewnie zdecydowałabym się na wizytę w salonie, o ile miałabym zaufanego fryzjera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Toruń, Bydgoszcz! :-) Mieszkamy chyba blisko siebie :-)

    Ostatni raz bylam u fryzjera podciac wlosy...po studniowce czyli prawie 5 lat temu. W międzyczasie raz uparta fryzjerka obciela kilka cm przy okazji zabiegu pielegnacyjnego. A powod jest właściwie jeden, chce sama kontrolować ilość centymetrów. Ale traktowanie wlosow tez sie liczy. Nigdy wiecej nie chce miec poparzonej od suszarki skory i wlosow wygladajacych kilka dni jak siano.

    Chociaz czasem z jednego powodu tęsknię za salonem: to poczucie ze ktoś sie mna zajmuje :-) Z resztą w dobrych salonach pracownicy wiedza ze poza zrobieniem czegos z wlosami, chodzi właśnie o to ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda do Torunia i Bydgoszczy mam po 40 minut drogi, ale może to być gdzieś nie tak daleko :)
      Udało Ci się zapuścić imponującą długość! Ja też wolę mieć kontrolę, dla mnie najgorsze było przykładanie parzącego nawiewu prosto do włosów (i nieraz uszu), a później czesanie metalową szczotką na siłę włosów, żeby nie były takie "spuszone", gdzie to był po prostu rozczesany skręt.

      Usuń
    2. Dokładnie. To czesanie, aaa!

      Usuń
  4. Ja odkąd pamiętam, po praktycznie każdej wizycie u fryzjera wychodziłam niezadowolona. Włosy były zbyt krótkie, za mocno wycieniowane i wyprostowane. A drugiego dnia, po umyciu w ogóle nie mogłam ich doprowadzić do porządku. Teraz, jeśli już chodzę do fryzjera, to od razu proszę o zmoczenie samych końcówek i ich obcięcie bez żadnej stylizacji. Zmniejsza to też trochę koszty. Mimo wszystko jednak wolę podcinać włosy sama, bo kontroluję to, ile ich zniknie, nie muszę płacić, czekać na wolne terminy i słuchać plotek przekazywanych przez fryzjerkę :D W planach mam zakup trochę lepszych nożyczek fryzjerskich, ale to spory wydatek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałabym mieć takie nożyczki, niekoniecznie od razu te najlepsze z najlepszych, ale może uda mi się zaoszczędzić na takie po sto ileś złotych, to długoterminowa inwestycja, zobaczymy :)

      Usuń
  5. Byłam u fryzjera pod koniec sierpnia i po wyjściu z salonu postanowiłam, że od tamtej pory będę podcinała włosy sama. Obecnie moje końcówki są zdrowe, ale zauważyłam rozdwojone końcówki, więc kiedy tylko kupię porządne nożyczki, od razu je podcinam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Dotychczas korzystalam z uslug fryzjerki, jednak, kiedy w maju ze standardowych 2 cm, zrobilo sie ponad 6, powiedzialam sobie nigdy wiecej ;) Nie odwazylam sie jeszcze sama podcinac sobie wlosy, ale zatrudnilam w roli fryzjerki moja Corke, ktorej w pelni ufam i wiem, ze Ona potrafi odroznic 1 cm, od 10 ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mam fajną zaufaną fryzjerkę, ale chodzę do niej tylko raz na jakiś czas na farbowanie odrostów. Jeśli chodzi o podcinanie, to jak na razie nie mam rozdwojonych końcówek, więc podcinam profilaktycznie. Najczęściej proszę o to mamę :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz na pewno da mi uśmiech! :) A osób kulturalnych nie trzeba prosić o kulturę wypowiadania się.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...