Od dawna chciałabym przyciemnić swoje włosy. Nie mam na myśli czerni, ale chłodny ciemny brąz. Taki efekt udało mi się uzyskać czarną wersją zestawu koloryzującego, NaturVital, ale, niestety, nie utrzymał się on długo. Myślałam też o hennie, ale póki co odpuszczę ją sobie. Miałam więc nadzieję, że pomoże mi w tym płukanka kawowa, którą mogłabym, o ile coś by z tego wyszło wykonywać często dla utrzymania barwy. Zbierałam się długo (jak z reguły do pomysłu płukanek), aż w końcu przetestowałam.
Jak ją przygotowuję?
Sposobów używania i przygotowania można znaleźć wiele. Ja robiłam to mniej więcej na oko - dwie łyżki kawy zalewałam 0,5 litra wrzątku, a po ostygnięciu ziarna odcedzałam. W tak powstałej mieszance moczyłam/polewałam włosy na koniec mycia, a następnie spłukiwałam je jeszcze lekko zwykłą wodą.
Ocena
Kosmyki od razu po polaniu płukanką robiły się szorstkie, efekt nieco ustępował po spłukaniu wodą, ale wciąż nie było mowy o śliskości. U mnie przy trudno rozczesujących włosach jest to spory minus. Natomiast co zauważyłam, gdy wysychały. Poza tym, że wciąż pozostały nieprzyjemne w dotyku, były też spuszone, albo przynajmniej zdecydowanie zbyt lekkie, szczególnie końcówki. Po za tym miały gorszy skręt niż zwykle.
Co do przyciemnienia. Po pierwszym razie zauważyłam, że włosy nabrały odrobinę intensywniejszego koloru, ale właściwie nie wiem czy byłoby to widoczne, gdyby nie nieco jaśniejsze zniszczone partie. I niestety, po kolejnych użyciach nic już się w tej kwestii nie zmieniło. Ja akurat nie miałam problemu z brudzeniem się rzeczy wokół, tylko dlatego, że spłukiwałam na koniec włosy wodą. Być może właśnie przez to ostatnie płukanie nie zmieniła się ich barwa, ale jestem pewna, że kondycyjnie przy zostawieniu wyglądałyby jeszcze gorzej.
U mnie więc ta płukanka zupełnie się nie sprawdziła. Nie mogę podać nawet jednej jej wyraźnej zalety, bo i przygotowanie mogłoby być prostsze. Będę próbować innych, mimo, że nie jest to moja ulubiona forma pielęgnacji.
Szkoda, że się nie sprawdziła :/ Ja jeszcze nigdy nie używałam płukanki kawowej na włosy, bo mam wrażenie, że u mnie też nie zrobi szału, ale w końcu chyba się zbiorę i przynajmniej przetestuję ;)
OdpowiedzUsuńKiepsko, ze taki efekt ;/ Kiedys uzywalam, ale w polaczeniu z zelem lnianym i efekty nie byly takie zle ;)
OdpowiedzUsuńu mnie też sie nie sprawdziła :/
OdpowiedzUsuńJak schodziłam kiedyś z blondu, to płukałam włosy korą dębu. Efekt jakiś tam był, bo przy myciu widziałam, jak brązowa jest woda. Z tego co wiem, to trzeba być bardzo regularnym w takich płukankach, żeby móc zobaczyć różnice. Niestety płukanki lubią wysuszać włosy. Ja na szczęście jestem już ze swojego koloru zadowolona. Ciekawa jestem, czy uda Ci się troszkę je przyciemnić. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Niektóre dziewczyny pisały, że po jednym razie płukanki kawowej widziały efekty. Zależy w sumie jakie płukanki, bo np. ta z siemienia lnianego powinna raczej nawilżać :)
UsuńTeż nie przepadam za płukankami-za dużo z tym roboty. U mnie też kawowa powodowała szorstkość na włosach, a co do przyciemnienia to może wypróbuj takiej z orzecha włoskiego albo kory dębu:)
OdpowiedzUsuńO, dziękuję, muszę poczytać o tej z orzecha włoskiego :)
UsuńNadaje się tylko do brązowych włosów, zgadza się?
OdpowiedzUsuńPewnie, że można stosować na każdych, tylko przy blondzie trzeba się liczyć z przyciemnieniem :)
UsuńJakoś mnie nie zachęciło by wypróbować - aż dziwne ,że u kogoś to się sprawdza
OdpowiedzUsuńszkoda, że się nie sprawdziła...sama bym tego spróbowała
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś tej płukanki, bo lubiłam eksperymentować ;) teraz bym już do niej raczej nie wróciła.
OdpowiedzUsuńPróbowałam kawowej płukanki, kiedy miałam naturalny brązik. Przyciemniła lekko, ale właśnie włosy były bardzo szorstkie i takie nieprzyjemne.
OdpowiedzUsuńu mnie również niestety sie nie sprawdzila... puch, puch i jeszcze raz puch. :/
OdpowiedzUsuń